września 11, 2017

LUSH - MASECZKA ROSY CHEEKS


To już ostatni poniedziałek z maseczką Lush. Troszkę mi szkoda, bo jednak zabawa była świetna, a już szczególnie sam fakt możliwości przetestowania maseczek firmy, która z niewiadomych przyczyn wciąż nie jest dostępna w Polsce. Na ostatni rzut leci maseczka Rosy Cheeks z którą powinny polubić się cery wrażliwe ale także te ze skłonnością do niedoskonałości.


Od producenta:
Znajdź szczęście, którego poszukujesz oczyszczając skórę od policzka do policzka z tą wspaniałą gładką i świeżą maseczką. Prosta mieszanka glinki, kalaminy i tureckiego oleju różanego, aby delikatnie uspokoić skórę i przywrócić jej równowagę. Niezależnie od tego czy czujesz gorąco i dyskomfort czy chcesz obsypać swoją skórę różami. Oczyszczająca kalamina i glinka delikatnie usuną brud podczas gdy delikatny olejek różany odżywia i tonizuje Twoją twarz. Nałóż obfitą warstwę maski na skórę i zrelaksuj się przez 10 - 15 minut, pozwalając składnikom pracować, następnie zmyj. Odkryj spokój, matową skórę, która mówi, że zostałaś pocałowana przez różę.
(tłumaczenie własne)


Lushowe opakowania pochodzą z recyklingu plastiku i można je zwrócić do sklepów Lush. Za 3 (dowolne) puste opakowania możemy wybrać dowolną maseczkę w gratisie. Lush nie testuje na zwierzętach, a produkty w dużej części oparte są na świeżych składniach. Maseczki mają krótkie terminy ważności (4 tygodnie) i należy przechowywać je w lodówce. Część maseczek podzieliłam i przełożyłam do małych opakowań, a partię zamroziłam. To pozwoli mi cieszyć się maseczkami na dłużej.


Każdy kto lubi zapach róż będzie tą maseczką oczarowany.. nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości. Uważam nawet, że osoby które tego zapachu nie tolerują również będą zauroczone, bo to jednak nie tylko delikatny kolor bladoróżowych płatków róż ale i wyjątkowo śliczny zapach. Różane zapachy kojarzą się z czymś ciężkim i babcinym, ale nie w tym przypadku. Zamknij oczy i pomyśl o tym jak w twoim odczuciu wygląda śliczny zapach róż.. ten sam zapach znajdziesz w maseczce Rosy Cheeks. Prawda, że śliczny?


Maseczka ma sztywną i gęstą konsystencję ale jest przy tym satynowa i całkiem przyjemnie się rozprowadza. Na skórze jest dość komfortowa w porównaniu do innych maseczek Lush i nie osypuje się. Po 10-15 minutach zastyga ale wciąż w pewnym stopniu jest elastyczna. Przed jej zmyciem nasączam gąbkę celulozową wodą i przykładam do zastygniętej maseczki. Po takim nawilżeniu nie mam najmniejszych problemów z jej zmyciem.

Rosy Cheeks sprawia, że skóra jest delikatnie ukojona, oczyszczona, a pory zwężone. Brak mi tu gładkości skóry jaką odczuwałam przy innych maskach Lush, w tym przypadku skóra jest raczej tępa w dotyku i całkowicie matowa ale nie przesuszona. Taki efekt jednak nie do końca mnie przekonuje, bo mam wrażenie że obsypałam się mocno matującym pudrem, a to odbiera mi całkowicie radość z jej stosowania. Przy częstszym i dłuższym stosowaniu mam wątpliwości aby na pewno taki stan rzeczy mojej skórze odpowiadał.. ale doraźnie moja skóra się nie buntuje.

Niestety nie widzę po niej takiego ukojenia skóry jak bym się tego spodziewała. Maseczka powinna sprawdzić się na cerach wrażliwych, jednak lepsze efekty daje mi nałożenie maseczki skompresowanej w płacie nasączonej płynem aloesowym Aubrey Organics czy tonikiem hibiskusowym Sylveco z wkładką aloesową lub z ambrozji.


Skład (INCI): Calamine, Glyceryna, Kaolin, Aqua, Kaolinite, Rosa Centifolia Flower, Parfum, Rosa Damascena Flower Oil, Benzyl Alcohol, Lilial, Citronellol, Geraniol.

Głównym składnikiem jest tu kalamina, która działa antyseptycznie, łagodząco i przeciwzapalnie. To godny uwagi składnik szczególnie prze cerach trądzikowych. Następnie mamy glinki w postaci białej oraz różowej. Płatki róży stulistnej oraz olejek z róży damasceńskiej, którą osobiście bardzo lubię w pielęgnacji cery.


Czy jestem z niej zadowolona? Nie do końca. W momencie gdy moja skóra potrzebowała mocnego ukojenia maseczka sobie nie poradziła. Jej działanie było zbyt subtelne jak na moje potrzeby. Jednak gdy skóra była w lepszej kondycji maseczka spisywała się całkiem poprawnie. Nie jest to mój must have, bo jednak znam lepsze i łatwiejsze sposoby na ukojenie skóry. Mimo wszystko z maseczką się polubiłam ale nie na tyle aby sięgnąć po nią ponownie.


Zapraszam do poznania opinii Moniki z bloga Mama z różową torebką na temat tej samej maseczki:
Zapraszam również do poprzednich postów z maseczkami Lush:

Moje opinie:
Opinie Moniki:

Za tydzień zapraszam na podsumowanie i ostateczny werdykt, które maseczki sprawdziły się najlepiej, a do których z całą pewnością nigdy nie wrócę.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Kosmetyczny Fronesis , Blogger